czwartek, 3 października 2013
La noyée.
W jednej przestrzeni s.kupić Pilcha i Świetlickiego, tłuc i łudzić się wyraźnie, acz cicho, przemieniając skrzypiące drzwi do szafy, skrzypce i mdłe światło w okno na zaśnieżone i gęste pół świata. Rodzę i błądzę, zwłasza (w) słowa(ch), łatam zdania znakiem czasu, wpośród za-sług odnajduję rozstępy i odstąpienia. Latam, okazyjnie dotykam stopami zagłębień asfaltu na kształt chodnika, który wnika w tętnice, tędy nic nie zdążę powiedzieć, jedynie łapię chłód w nieżywe, acz ciekawe wnętrza dłoni. Gonisz mnie zawzięcie do ostatniej strony, obiektyw-nie najbardziej stromego hiperte(k)stu. Tutaj przestrzeń otwarła się i-skrzy, na granicy zimy i dachłodu, burza. Na progu zaśnieżonych snów i rytualnej bezsenności, dorosłości urosłej do rangi zaklęcia, z przejęcia wypadła mi kropka średnika,
znikam, nim podniosę
głos.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz