poniedziałek, 30 września 2013

La nausée.





Deszcz, ściślej wodny Tramwaj zwany pożądaniem. Znane na pamięć podążanie w ulegające, zwłaszcza zmianie, opóźnienie, nad którym zebraliśmy chmury, porządnie powrotne, smakowane u wrót, dłońmi, odwrotnie tnąc smugę bladych słońc, dłońmi, które niezmiennie przyprawiają o mnogość mdłości i mgliste dywagacje z pogranicza kory drzew i zadośćuczynienia. Staram się zetrzeć i wmyślić w darowane dwa kwadranse, w zaimprowizowane otwieranie oczu, wyuczone otwieranie okien, kluczenie wprost w ten wir, który smakuje gorzko, o krok od zawrotów głowy, od zwrotów atrakcji w sam środek akcji serca, przyspieszonej, jak trwanie. Rosnę i kruszę, zamarzam, dławię, mam lat prawie wiosennych całkiem sporo, jednak, nigdy tak wnikliwie nie marzły dłonie, bezprawnie, zabawnie, zachłannie chłonę, przemakam, dotykam.
Przymknęłam powieki. Dalek(k)o. Odtąd do
jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz