czwartek, 24 maja 2012

Une langueur.





Zakwietnienie bezpowrotnie przeminęło wraz z bzem, wraz z brakiem; nie zmieniło się jednak zbyt wiele. Powszechne zanieistnienia przemienia się w kolejne deklinacje cisz, w inkarnacje szelestu.kotu, w pogodach pod psem, bez końca pod słońcem; nad dachami wietrznie spływa w coraz niższe kondygnacje zima, która trzyma w szachu matowe strony światów, które zanikają w świetle.
Tli się jeszcze bezdeszczem najurokliwsza przestrzeń. eM.

4 komentarze:

  1. jak cię wspaniale tu zobaczyć, tak zobaczyć, tak jakby po obu stronach równocześnie. pamiętam jak wtedy w zimnym lutym przy herbacie pod Big Benem i Wieżą Eiffla, wspominałaś o autoportretach. chciała(by)m, byś kiedyś uczyniła.

    OdpowiedzUsuń
  2. przeminęło z bzem, a ja nie zdążyłam...

    OdpowiedzUsuń
  3. K., splotem okoliczności łagodzących najpewniej ku nim zmierzam, zbiegam osłonecznioną stroną stromych schodów... spadną na mnie.
    B., bez istnieje cyklicznie, jak nigdy, jak za.wsze, nie jest za późno. Wraz z nim więc wró.ci(sz.)

    OdpowiedzUsuń
  4. zimnoo.. zamknij okno i daj się zaprosić :-)

    OdpowiedzUsuń