czwartek, 12 kwietnia 2012

Un déluge.

 
Najtrudniej w sny. W snach wieczór niespiesznie spaceruje środkiem nocy, na oścież otwarte oczy znaczą ptasi śpiew godzinę przed wschodem słońca. Do końca zbiega długą ulicą najenigmatyczniejsza z pór, określana miękkością nieubłaganych granic, krzywą linią telefonicznych a.trakcji, mglistych źrenic. Ściany przenikają w sufit niemniej wdzięcznie, niż podłoga wprost w niebo, rozkreślone chaotycznie bruzdą epizodycznych rzek. Gałęzie drzew za oknem, wilgotne od chmur, mantrują poranek.
W ramach kantów. Góruje od mórz słońce, kojącym powstaniem.
W kamienicznych definicjach A.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz