sobota, 11 lutego 2012

Le brouillard.

Bez (i) senność, nawlekana niespiesznie na kolejne godziny, na koleje minutowych mgnień księżyca z pogranicza nocy i bezczasu, na krawędzi świadomości i lasu, przybiera mnogość odcieni, przymierza się do zachodu, którego, zwłaszcza około północy, szkoda niezupełnie, zupełnie nie szkoda... Rozsmakowałam się w zachodach, tych, cierpkich, czy gorzkich, przygryzanych pod językiem, zaciskaniem warg, bez skarg.
Usta.nie... Zatapianie w szarościach, z na włościach M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz