wtorek, 18 stycznia 2022

Cueillir.

 


Czterysta osiemdziesiąt minut wytężonej pracy serca, które z miejsca zamierazem z, wbrew i pod rzęsę, prosto w mróz obity miękkim mchem, posiniaczony kapryśną chmurą, z którą zrastam się i nie rozstaję, bilet it be, let her go traktuję letnią, bieżącą wodą, póki marznie właściwa strona księżyca, rozstępuje się drugi brzeg łóżka, rozłożone na podłodze słońce rozmięka w imiesłowy i-grające w skrzydłach powietrze, rozkruszony przeciąg, matowe szkło i rozpuszczone na wietrzną pamiątkę liście, mnę trzask i cały szereg nieistotnych onomatopeicznych cudzych słów, mijam warstw snu, spod których bardzo trudno niekiedy się podnieść, oddalić i zyskać odpowiedni dystans. Co zaanonsujesz? Co zaśpiewasz? Jak się miewa ten rzadko rozświetlany kąt pokoju pokroju osoby, która go dzieli na czworo, jak włosy, rzęsy, sznurki i nici?

Wyjechać z siebie i stanąć wcale nie obok, znaleźć się całkiem dalekko. Miało tyle okazji, a wcale nie zwiędło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz