czwartek, 4 listopada 2021

La fougère.

 


Monitoruję godzina po godzinie końcówki na -ez i -os, w zależności od języka, uzgadniam rodzaje, rozdrabniam się na kruchych brzegach niewielkich wysp, liżę archipelagi. Lżej mi, kiedy niezupełnie wiadomo, według którego kalendarza odmierzamy oczy(wiście) zawsze zaciemnione okna, jasny sufit, jak w obrazku, jak ze złotej rany, z muzealnej ściany, z wnętrza galerii, w której można jedynie wymieniać słowo po słowie i mdłym uśmiechem drążyć stare zdjęcia. Stać cię na to? Ja stałam, trudno było usiąść, coraz mniej miejsca (na nogi). Zdjęłam pastelowe kolory z płaszcza i nic się nie zmieniło. (k)lecę nienagannie puste zdania, w autobusach natomiast zacieśniają korytarze wokół gałęzi. Zdarza się, że zamarznąć w długiej kolejce, usiąść i rozpuścić się, rozpustnie leżeć w szufladzie to jedno i to samo. Nad nami zawsze przelatują chmury. Duży dreszcz i mżawka. 

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń