sobota, 2 listopada 2013

Le divan.


Tkwię w trudnej tkance, w szrankach kruchego szkła i ciszy, którą słyszybującą wśród liści, które opadły z drzew niczym wz.rok, spuszczony ze smyczy w drewnianą podłogę, w ciemne deski drogi, która nie prowadzi zbyt wielu
stóp, celowych; (ro)zmów.iłam skrzące się paciorki, zaszklone oczy zaszły przedgradową chmurą, zbiegającą po pulsujących, plusowych stopniach w stopnienia niezgodnie z gradientem stężeń, z kruchą nicią dążeń, od której się odlepiam, straciłam wrażliwość na współbrzmienia, na akord odstałam swoje (wła)sne.m. Uśmiecham, życząc powodzenia,
do powiedzenia mam może trochę więcej niż nie chcę,
łapię ręce za ostatnie pozostałe złote części,ej jeszcze mijasz mnie, przed-ramieniem, tam gdzie w-prawdzie

k.ruche(m) złączenia nieb, bardzo dużo prawdy w krzywych kreskach. W piosenkach, których nie śpiewam, w(z)ruszam ustami imitując echo, co marną pociechą nawet dla tych, którzy nie słyszeli. Nie dzieli się włos(ł)ów, jeszcze znajdę sposób, by pleść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz