sobota, 6 października 2012

Une laine.


Upadła, choć ułożona, ułożona chaotycznie na rzęsach, na ramionach, palącym bezsłowiem stopniałym pod stopami, nad chodnikiem, liści, od nadmiaru zamiaru, który się nie posiada. Ze szczęścia, z nadejścia, z powrotem. Jeszcze jesień. Jeszcze najurokliwsze wcielenia wschodu, ku północy. Przez południe pozamykałam okna, oczy-w-iście chłodnym odcieniu, w porę, jak najbardziej samą.
Uwspólniane poniewczasie herbaty, B., a poza tym upalnie od nadmiaru schodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz