Jestem tylko statywem, statystycznie niewiele się zmienia, z ramienia zsuwa mi się zatkane ucho, chorobliwie (za)słaniam się wzdłuż wygłuszonej ściany, półciennieję w podcieniach z ramienia schodzi mi naskórkowe poczucie czasu, nie mam ani pół zasługi, długi i deficytowy ekran zaśnieżyła mi wiosna wbijająca się cienką igłą prosto w tkankę miękką i kruchą, elastyczną i uparcie o(d)porną. Koniec początków, porządek alfabetyczny kłuje w ramę, z której wyszedł już dawno porządny obraz podręcznikowej nędzy i właściwie przećwiczonej rozpaczy, nie ma czasu na próbę, grupa kontrolna rozpierzchła się po ścianach i czeka na oklaski, nisko skapuje strop, prosto w kałuże, nawet nie wiem, w które buty
włożyć ręce. Załamuję
światło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz