Deadline za deadline'm, czyli linia życia przerywana, krzywa, czyli znów histopatologiczne histerie w trybie uśpionego śledzenia zmian, antypatyczne wnętrza dłoni i aporetyczne sytuacje graniczne, miałam rację, praca tkanek nigdy się nie kończy, prządki robią porządki z morskiej wody i kilku kilogramów kości. Dłonie krzepną w gałęzie, jak krew w piach, zaciskają się na tym co uleczone i cudze. Wyjadę daleko i nie wyjdę z tego c(i)ało, raczej rozpołowiona od wewnętrznej strony stóp, znów, robię uniki i kryguję się w pastelowych kolorach, w pełnej wad fakturze aksamitnego (roz)głosu, z moich podatków, z naddatkiem, z własnej kieszeni, która mieni się na złoto i (chło)dno.
Bolało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz