Wracam, jak poetki, z Wysp, których kontury przegryzły niejedną ryzę. Jeszcze zżymam się, jeszcze mży i rozmienia na krople, które wpadają na siatkówkę od wewnętrznej strony. Korony zostawiłam w przedpokoju, odkąd skomponowałam własny zestaw wytrychów trwam odważniej, jeszcze marszczę się na brzegach i zaginam, rozbiegam wzrokiem w rogi, ale pod nogi nie muszę wbijać już nawet wzroku. W tym roku składałam się z kilkunastu letnich miesięcy pod cienkim płaszczem przedzimia. Zamknę drzwi, być może wytrzymam suche listki, garstki płatków i nakastliki, których - podobno - nie ma w żadnym słowniku.
Nie znikam, kładę jedynie w rytm zapadania na zmierzchu cie(r)niem klucz za kluczem. Kłuje, ale przesta(wi)ło.
Jeszcze się u(cz)czę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz