St(r)oję, dziś nie stać mnie na wiele więcej, dziś kasła(nia)m się na ostatnich no(m)g(ł)ach, w drganiach przypierających do murmuranda korpus(ł)ów i krawędzi ściany, jak grochem w szloch, jak wilgocią w (piw)nic(ę), głuchobserwuję i bezgłośnie ślepnę, lepię się do ram, palców, pleców, gniazd, z wysokiego napięcia plotę kruche o(d)krycia, (pok)ryję nosem w morzu(t), zat(ł)aczam na wo(d)zie coraz węższe kręgi, (ugrzę)złam i marznę słono, w dwóch smakach, pięciu porach dnia i siedmiu zmysłach wykreślam ósemki na ścianie, zwłaszcza te dolne, te rosnące w poprzek rzek, wgłębi stawów, warstwy paznokci i zmiennych nie do poznania kolorów tęczówek - pada(sz)? A nie poddasz mnie jeszcze do dymiących od misji instancji? Pamiętam najbliższe stacje metra, pamiętam akacje, idące w górę osłonecznionym zboczem akcje, a teraz nie ma na co patrzeć, nie ma czego zbierać, szkoda słów, zagryzam słodko najwątlejsze gałązki, rozsłonecznione podłogi, które puchną od deszczu. Bear with me, jeszcze chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz