Zbiegamy w jesień wąskim pasmem asfaltu, który przylepia się do dłoni, który łuszczy się pod włosami opalizującymi mdłym odcieniem diade-mów i nie zatrzymuj potoków, sedacja osiada cienką warstwą na wargach, przy-jaźni można odpocząć, można zadać kłam i milczeć prosto w słowa, wyprostować te resztki zmarszczek, te okruchy rozstępujące się przed nami w zagnieceniach prześcieradeł przepastnych jak oceany, długich jak noce perforowane okresami bez snów. To jest zmowa, od/nowa nawijanie na palce akceptowalnych form, aktualnych adresów, półprzezroczystych tkanin. Nic mi po tych splotach, a nic smakuje o tej porze roku wyjątkowo znajo
mość się wygodnie, uwij, zostań, właśnie dlatego, że wołają wszyscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz