Nic -ocean. To wszystko to kładka położona na przedramionach października. Znikam lub podnoszę się, cokolwiek niezdarnie, od dłoni za włosy, oddaję drobne znaki, wkładam szum do szarych kopert i wysyłam, im dalej tym dłużej dochodzę do siebie.
Nie polecono mnie, więc biegnę, ignorując bezustanny rozkład dni roboczych, godzin przyjęć; tylko kwadras dzieli mnie od końca, sekunduję, zsuwam łzy.
Spokojnie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń