czwartek, 30 sierpnia 2012

L'établi.


Pory roku znaczone porami dnia, który zbiegł w noc ciemnozieloną smugą ciepłego powietrza. Wnętrza dłoni znaczone żebrowanym nieboskłonem, elementem gimnastyk na styk wetkniętych w bezsilne usta. Si(l)na dal i pustka, do czerwoności rozgrzana jesienią, w którą przemienią się wczorajsze liście;
ciasno, jasno, własnem. Dotkliwie przejrzyście, bez ostatniego słowa.
Którego połowa zwarła się z "l" i "u".

wtorek, 28 sierpnia 2012

Un rebord.


Refleksje dzielone z refleksami, miarowym, matowym odbiciem, chichotem echa, co potem uśmiecha zza szyb.u stóp, wpośród nieba, od bicia serca coraz częściej kruszą się oddechy, o strzechy(ba) stołu, o(d)cienie cisz; powietrze jak dzień jak co(.)dzień złapany wpół szelestem roztrzaskanych skrzydeł, szorstki sznur chłodnych prawideł, prawienie, prawie nie, nijak zupełnie, odtajanie, zamarzanie, które boli, ściska gardło, wyśni nagłośnie, bolesnem, wiśniowe, jak najbardziej, jak najgłośniej, przycichłam.
Mgnienia rozrzewnienia, które łączy, uwspólnione zawczasu, którego nigdy jak dziś,
jak czerwcem, jak K.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Une lâcheté.


Spadłam kilka stopni za daleko, wprost w zasadzkę posadzki, zimnej; stopniałam, pnąc się ponad pnie żałobnych wierzb, w wietrze trzeba częściej zatracić wskazówki, ostatkiem otrzeć bez sił kuchenny cyferblat, upadłym pasmem włosów, dopuścić do głosu zatrzaśnięte, trzepoczące kropki, które wyparły kratki, które w zagadki przemieniły każdy bezsen.
Nagminnie, acz międzymiastowo. O słowo między rozmową, z K.

piątek, 17 sierpnia 2012

Un ouvrant.


...następnym razem przyjedźcie jesienią. Następnym razem, niemniej niż obecnie, wszak trzask suchych liści rozsypanych wieczorami na poduszce, wszak mgła mogła zemdlić, złamać, zostawić, uwić gniazda tam, gdzie zarasta wąską rzeką chłodne, nieprzejrzyste niebo. Ciepłe kluchy, zimne kraje, pokojowo nastawiona do temperamentu zamętu woda. Jaka przepaść, jaka szkoda.
Zapatrywanie na odloty, opatrywanie skrzydeł,
z K.

piątek, 10 sierpnia 2012

Une lamelle.


Jeszcze półdeszcze, rozgryzanie niecierpliwie cierpkiej drogi, która za nogi wiedzie pogrążonym w chaosie rozdrożem, która nie morze.m, która z gór.nej półki podkradła ostatki turkusu i srebra, która gra wprost w zielone oczy, wskoczy pod szarość, dość bladą, ot, nie lada apatyczny zbieg wstążek rzek, spływających w warkocze rzęs, w cokolwiek mniej kunsztowne ułożenia, od chcenia, od czasu do czasłów, z M.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Un mesurage.


Zdążyłam po trzykroć spakować i rozpakować walizki, by po wszystkim znów trzasnąć oknem w ramach niepogody. Zdążyłam kary przemienić w nagrody, wyłowić słowa słone od martwych mórz, zmrużyłam oczy przed deszczem, jeszcze zachodzą na siebie odwracalne procesy łez, podług których rozmieniam się na deszcz i chmury.
Złapałam za nogi Słońce, zginając wpół mapę drogich miast, papilarne linie metra, stacje uginające się od a trakcji, której niewiele już pozostało, może pół tora.
Do wieczora, do zobaczenia przejaśnień, na dnie filiżanek, na krawędzi kopert coraz ciaśniej, z M.