środa, 2 grudnia 2015
La candidose.
Osie.m, a wciąż proszę o (m)nie(j). Tylko lekko, tylko ostrożnie drążę, dążę do rozkładu wyjątkowo zmiennej jazdy, pacyfistycznych batalionów, krzywd i drwin. W ustach rosną spółgłoski. Krzyczę, przecież
nie mogłabym dłużej znosić tych d;nieomal bliżej niż blisko. Śpiewam i łamię głos(kot), niskostropy, gradobijający się do komór.ek parapet, praprawda, arcydługie trwanie stra/ty/fik(a)cji, akcji, akacji, drobnych blizn, bruzd, rozłamów, załamywania nieprzyzwoicie zmarzniętych dłoni, którymi nie jestem w stanie utrzymać piór -skapują atramentem w samo sedno odkurzanych pocztówek, nieprzetartych blatów i powiek, wytartych fraz; takich powiedzeń-wytrychów, wyrachowanych zdań, fałszywych przyjaciół t(ł)u.macza, tu-rys-ty.
cz(y) nie
Przyleć. Przylgnę. Gnam.
8.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz