sobota, 17 stycznia 2015
La moquette.
πάντα ρχει; rzeka to jedynie mniej stęsknione morze.
Skończył się dobrze. Dobrze, że się skończył. Poczu.łamanie w kościach i przestrzeniach między-. Sp(rowokowany )okojnym ubytkiem, senną transfuzją minął, mimo (od)setek znaków do(bił) brzegu szklanki z najcieńszego szkła. Odeszłam od z(i)my-słów utykając na prawą dłoń, w czarno-białej, ergo, szarej ciszy, (ot.war)tej (ran(n)a) we framugach, fugach, symfoniach i płytkach, powiekami pełnymi cudzych rzęs, spod których przychodzień.
No(c)stalgia g(i)nie się jeszcze, długa jak zacienione dworce, koleje, koleiny sennych płatków śniegu, topniejących w pół oddechu i szyb, i korytarzy wąskich od światła.
Niełatwo scalać rozsypany między miastami deszcz.
Nad dachem rosną gwiazdy. Oddycha
-j.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz