Wrze sień i każde pozostałe miejsce, gdzie(?) nie mieszczę się już od miesiąca. A to miesiąc końca, (d)ostatecznego powrotu, chaotycznego zaleczania niedoboru, do skutku, znieczulenia, które czule, starannie wnika w kolejne warstwy nieutulonych tkanek. Wzok gorzki od kawy, zabawy ze światłem, na progu pokoju, w kącie kuchni, za drzwiami łazienki nie przykładam ręki do łez, które biegną. Znó-w.rze sień, ot, bezlitosna klamra. Raz jeszcze, zamar-zła-m.
O., pełna światła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz