wtorek, 29 lipca 2014
Le quartz.
Trzysta trzydzieści kilometrów kwadratury koła, niewiele zdołam zawołać znad progu ulic i lasów, które pachną jeszcze zielenią i deszczem zlatującym z chmur bezlitośnie prosto. Dorosnąć, czyli coraz szybciej pakować się w nieprzyzwoicie niewielkie walizki. Po wszystkim będzie pła(sz)cz i zgrzytanie klucza w cudzym zamku, będzie ostateczne zamnięcie parasola, słona, gotująca się do herbaty woda, niedoczynność, niewydolność, wyzwolenie. Będą Wielkie Nadzieje i Proces, odwrotny niż zwykle.
Przywyknę.
Okruszki miasta, które wyrasta na dłoni w ciągu czterech godzin po torach, przestrogami. Pozostańmy sami, mimo chłodu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jaka ładna książka :-)
OdpowiedzUsuńTaka(,) wyjątkowa.
OdpowiedzUsuńKocham Cię Joasiu.
OdpowiedzUsuńW końcu tak po prostu, bez winy.
W taki czy inny sposób, nie zmarnuję tego.